500 powodów, by znów nie lubić Bonda

Aston Martin DB5

Zdaję sobie sprawę, że należę do zdecydowanej mniejszości, ale muszę się przyznać, że bardzo długo nie przepadałem za filmami z Jamesem Bondem. 90 procent winy za ten stan rzeczy ponosi Pierce Brosnan, bo to on odgrywał rolę agenta Jej Królewskiej Mości, gdy ja byłem w wieku, w którym bohaterowie srebrnego ekranu stają się twoimi bohaterami.

Ten irlandzki pizduś z wymodelowaną grzywką pasował do roli faceta ratującego świat, jak naklejka Pioneer do przedniej szyby Ferrari. Gdyby stanął w twoich drzwiach, zatrzasnąłbyś mu je przed nosem sądząc, że zaraz zacznie ci wciskać komplet garnków albo odkurzacz. Irytował mnie ten nijaki wyraz twarzy, ten gest „strzepywania dłoni” ilekroć zdarzyło mu się wyprowadzić anemiczny prawy sierpowy, irytował mnie całym swoim jestestwem. Idę o zakład, że gdyby Szarik mógł powstać z martwych i obejrzeć „Goldeneye”, szybko z powrotem trafiłby do krainy wiecznych łowów, zaśmiewając się na śmierć w trakcie oglądania tej sceny:
Wszystko zmieniło się, gdy w rolę Bonda wcielił się Daniel Craig, a producenci postanowili nieco zmienić profil głównego bohatera. To był strzał w dziesiątkę. 007 wreszcie stał się agentem pełną gębą, twardzielem z błyskiem w oku. Gentlemanem w eleganckim garniturze przy stole pokerowym i mściwym skurwielem zdolnym do wszystkiego, gdy ci źli zabili jego dziewczynę. Stał się facetem, któremu byłbyś w stanie zapłacić, byle zaprosił twoją córkę na studniówkę. Właśnie, stał się FACETEM.

Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy przeczytałem, że w najnowszej odsłonie serii, w jednej ze scen pościgowych ten twardziel będzie prowadził… Fiata 500.

Wyjaśnijmy sobie coś. Dla facetów sceny pościgowe w filmach tego pokroju są jak obietnica seksu w zamian za obejrzenie polskiej komedii romantycznej. Nie możemy się ich doczekać, liczymy, że potężna dawka emocji wciśnie nas w fotel i przydusi efektami specjalnymi. Dlatego oczekujemy, że superbohater będzie latał bokami za kierownicą supersamochodu. Pluł ogniem z poczwórnego wydechu wyprzedzając na podwójnej ciągłej. Samochody Bonda doczekały się przecież własnego muzeum. Wyobrażacie sobie, że u boku legendarnego Astona Martina DB5 (na zdjęciu poniżej) miałaby stanąć żółta mydelniczka z silnikiem od ogrodowej podkaszarki?
Fiat 500 to miejskie jeździdełko dla kobiet. Względnie dla mężczyzn, którzy nie są w stanie racjonalnie myśleć, bo całą ich uwagę pochłaniają zbyt ciasne dżinsy typu rurki, nieustannie miażdżące krocze. Umieszczenie w nim agenta 007 cofa mnie z raczkującego fana serii do roli szydercy.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że występ „pięćsetki” w nowym Bondzie to część intensywnej i kosztownej kampanii reklamowej Fiata. Zalicza się do niej również pakiet spotów telewizyjnych. Na pewno kojarzycie ten ostatni. Jakiś koleś niskim głosem przekonuje w nim, że „nie liczy się rozmiar twojego samochodu, tylko rozmiar twojego jachtu”.

Mam dla samochodowego koncernu z Turynu wiadomość. Możecie być pewni, że gdy już dorobię się jachtu mieszczącego na dziobie Fiata 500, postawię go tam tylko po to, by następnie zepchnąć go do oceanu. Z Piercem Brosnanem przykutym do kierownicy.

PS. Na uspokojenie zdradzę wam, że udział włoskiej imitacji samochodu będzie dość symboliczny i zakończy się kasacją u stóp murów Watykanu. Bogu dzięki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz